Moje Niebo
Kiedyś objawiło
mi się Niebo. Obnażyło i ukazało swoje najgłębsze sekrety. Zrzuciło
majestatyczne szaty i stanęło nagie, skromne i zawstydzone. Dla mnie porzuciło
całą swą otoczkę i pokazało się przy świetle jarzeniówki, w potarganych
włosach, z oczami zapuchniętymi od płaczu. Pokochałem je takie, jakie
zobaczyłem – skrzywdzone, połatane i nie do końca samodzielne.
Pokochałem je, aby wyleczyć jego rany i zadać je raz jeszcze.
Była
moim Niebem. Włosy miała długie i gęste. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy,
uderzyła mnie nimi zupełnie jak w reklamie szamponu. Przeprosiła szybko i
uciekła w innym kierunku. Zostawiła mnie na ulicy. Samego. Odurzonego zapachem
piwonii.
Była
moim Niebem. Podczas kiedy ja niechętnie wstawałem o siódmej rano, by
udostępnić im salę, ona pełna zapału śpiewała piosenki Kory,
ogromnie przy tym fałszując i wzbudzając pełen politowania uśmiech na mojej
twarzy.
Była
moim Niebem. Nie mogłem na nią patrzeć, kiedy zimą wracała do domu w cienkich
rajstopkach, przy dwudziestu stopniach na minusie. Za każdym razem trąbiłem na
nią, a ona wsiadała do wnętrza ciepłego samochodu i posyłała mi wdzięczny,
promienny uśmiech.
Była
moim Niebem. Czasami, zamiast jechać od razu pod jej dom, zatrzymywaliśmy się
przy naszej ulubionej kawiarni, parku, lodowisku, aż w końcu u mnie. Zaczęliśmy
spotykać się też poza pracą, w tygodniu, w soboty, niedziele, święta... W końcu
okazało się, że spędzałem z nią każdą wolną chwilę.
Była
moim Niebem. Nigdy nie zapomnę tej iskry w jej oczach, kiedy z dumą pokazała mi
niedawno zdobyte prawo jazdy i błagała o miejsce za kierownicą. Nie uda mi się
także zapomnieć tego przerażenia, kiedy oślepiły ją światła ciężarówki jadącej
prosto na nas.
Była
moim Niebem. Zdenerwowana, stukała długimi paznokciami o blat, kiedy lekarz
sugerował odłączenie od prądu maszyn podtrzymujących moje życie.
Była
moim Niebem. Z dnia na dzień bolało ją to coraz bardziej. Trzymała mnie za rękę
i powtarzała, że będzie dobrze, chociaż sama przestała już w to wierzyć.
Była
moim Niebem. Po jakimś czasie przestała płakać, skończyły jej się łzy. Dzień
zamienił się w rutynę, a ona w żywego trupa. Praca, szpital, dom. Praca,
szpital, dom. Praca, szpital, dom. To zaszło już tak daleko, że atrakcją było
dla niej wyjście do supermarketu po zwykłe zakupy. Potem przychodziła do mnie i
opowiadała cały swój dzień, który to opis po jakimś czasie znałem już na
pamięć. Wpatrywała się potem we mnie z nadzieją na odpowiedź. Nie mogłem dać jej
nawet tego.
Była
moim Niebem. Głos miała iście anielski. Dane było mi słuchać go codziennie
przez ostatnich kilka lat. Słyszałem najpierw jej przerażenie, potem żal,
wściekłość, płacz, a na końcu zmęczenie. Nigdy jednak nie narzekała na swoją
sytuacje, na lekarzy, ani nawet na mnie.
Była
moim Niebem. Na jej cierpienie patrzyłem bez mrugnięcia okiem. Ba! Gdybym
zrobił chociaż to, byłaby szczęśliwa. Ale nie mogłem. Moje ciało nie było już
moim ciałem. Słyszałem, rozumiałem, ale nie mogłem nic z tym zrobić. Jak
roślinka – z tą różnicą, że one nie czują. Ja za to czułem aż zbyt dużo.
Była
moim Niebem. Kiedy się uśmiechała, w jej pyzatych policzkach tworzyły się
dołeczki, jak u małej dziewczynki. Ale kiedy otworzyłem oczy, zamiast niej
ujrzałem wychudzoną, poszarzałą twarz i kobietę, która mogłaby być słownikową
definicją zmęczenia. Kiedy usłyszałem o obowiązkach, które ją czekały, jeśli
zdecydowałaby się pielęgnować ową roślinkę, kategorycznie zabroniłem jej robić
cokolwiek z tej listy, ale ona od zawsze była uparta. Bardzo uparta. Nie
chciałem, aby te chude ręce dźwigały moje nieusłuchane ciało, żeby delikatne
dłonie brudziły się, zmieniając moje pieluchy, aby moje ukochane, brązowe włosy
stały się siwe od nadmiaru zmartwień. Zerwałem wszelkie kontakty. Z nią, jej
rodziną, naszymi wspólnymi znajomymi. Z nami. Ze wszystkim, co
kiedykolwiek nas łączyło. Tak odwdzięczyłem się za te lata.
Była
moim Niebem. Mimo wszystko nie rozumiała tej decyzji – nie, żebym się dziwił.
Była wściekła. Kiedy przypadkiem spotkałem ją w kolejce do rzeźnika, zwyzywała
mnie niewybrednymi epitetami, zaczęła histerycznie płakać, a na końcu
przytuliła z całej siły. Teraz już wiem, że wcale nie uważała mnie za ciężar,
dodatkowy obowiązek – ona chciała prowadzić mój wózek, karmić obrzydliwą
papką, a nawet zmieniać pieluchy. Teraz już wiem, że właśnie na tym polega
miłość.
Była
moim Niebem. Niebem z zapuchniętymi oczami, poobgryzanymi paznokciami i
przetłuszczonymi włosami, związanymi w kitkę. Niebem, którego wyrzekłem się z
własnej woli. Co ze mną jest nie tak?
To
Ty byłaś moim Niebem, Olu. Wiem, że pewnie teraz nienawidzisz mnie tak samo
mocno, jak niegdyś kochałaś. Wiem, że pewnie chcesz mnie skrzywdzić, zranić,
żebym poczuł się jak Ty wtedy – zdradzony i porzucony. Masz do tego pełne prawo.
Ja i tak już zawsze będę Cię kochać i nie zapomnę tych wszystkich chwil, które
spędziłaś przy moim łóżku. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, żebyś była Niebem
dalej – tym razem już dla kogoś innego. Jest przecież tyle dusz do wybawienia!
Dzień dobry, chyba. A więc julcia przypomniała sobie o opku pisanym na konkurs, które przeleżało na dysku dobre pół roku. I julcia je znalazła. I opublikowała. I julcia ma nadzieję, że nie opublikowała go tu już wcześniej.
A tak z innej beczki, to julcia wreszcie zmieniła szablon. Może tym razem komentarze zaczną się ładować. Z całego serca dziękuję Wam za odzew pod poprzednimi postami i obiecuję już niedługo ogarnąć internety. Strzeżcie się, spam is coming!
Julcia żyje! To niesamowite! Tęskniłam <3
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania - powiem tyle, że jest niesamowite, a wręcz cudowne. Nasączone tyloma emocjami i to w tak piękny sposób opisane. Naprawdę zrobiłaś cudowny postęp od pierwszego opowiadania, które u ciebie przeczytałam. To chyba moja ulubiona historia od teraz.
Dziękuję za coś tak pięknego <3
Ale się wzruszyłam ♥ Jeszcze nie płaczę, ale chyba będę.
OdpowiedzUsuńCóż by tu napisać... Już wiesz, że mi się podobało. Lubię takie historie, w pełni realistyczne, proste, bez zbędnych udziwnień.
Uwielbiam ten sposób narracji :D Jest świetny do opowiadania o miłości i innych paskudztwach, które ciążą ludziom na sercu.
Dziękuję za pokazanie, że miłość nie zawsze musi być piękna jak ze snu. A tym dwojgu nieźle zalazła za skórę.
Tobie życzę równie wielkiej miłości, ale o wiele, wiele szczęśliwszej! ♥♥♥